poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Kolejny dzień, kolejne wątki

Dzisiejszego poranka Gazeta.pl uraczyła nas artykułem wątpliwej jakości. Przynajmniej moim zdaniem. Artykuł nosi tytuł "Śledztwo "Gazety Wyborczej": gdzie poszły pieniądze Amber Gold". Zacznijmy od tego, że tytuł ten informuje nas, jakoby Gazeta Wyborcza znalazła jakieś niesamowicie ciekawe i obszerne informacje na temat spółki Amber Gold. Tak się niestety nie stało. Jedyna informacja to ta, że Amber Gold spółka z ograniczoną odpowiedzialnością (o którą toczy się afera) to tylko jedna ze spółek a Marcin Plichta wraz z żoną, Katarzyną Plichtą założyli również Amber Gold Spółka Akcyjna z kapitałem zakładowym na poziomie 50 000 000zł. Jednak w artykule pojawia się kilka spraw, które moim zdaniem są wątpliwe:

"Zgodnie z przepisami spółka może udzielić pożyczki osobie prywatnej, ale na podstawie pisemnej umowy, zarejestrowanej w urzędzie skarbowym."

Z mojej wiedzy wynika, że spółka posiadająca w PKD i EKD informacje o udzielaniu pożyczek osobom fizycznym nie musi tego w żaden sposób zgłaszać do Urzędu Skarbowego. Bo inaczej co by było w przypadku spółek udzielających pożyczki? Wtedy Urząd Skarbowy gromadziłby wszystkie dane o wszystkich pożyczkach z firm, czego jak mi wiadomo nie robi.

"Do kogo więc należy teraz nowy Amber Gold? Pytam zasiadającego w radzie nadzorczej Amber Gold SA gdańskiego prawnika Łukasza Daszutę. - Mamy teraz wiele pracy i nie wiem, kto obecnie jest udziałowcem spółki akcyjnej - odpowiada Daszuta."

Fakt, prawnik zasiadający w radzie nadzorczej powinien raczej wiedzieć takie rzeczy. Jednak jeśli to nie jego broszka to co go to obchodzi? Natomiast autor artykułu mógłby się pofatygować po odpis z Krajowego Rejestru Sądowego i by się co nieco dowiedział.

"- Miesięcznie zarabiam 100 tys. zł - zapewnił dziennikarzy w zeszłym tygodniu Marcin Plichta. Nawet gdyby tyle sobie wypłacał jako prezes - i drugie tyle żonie - nie zdołaliby zebrać przeszło 70 mln zł na czysto."

Marcin Plichta zarabia 100 000zł? Nieźle. Załóżmy, że żona też. W ciągu roku (nawet zakładając, że są to kwoty netto) mają 2,4mln zł. Mało. Jednak zakładając zyskowność spółki dochodzą jeszcze dywidendy. Poza tym nie każda spółka musi mieć w pełni opłacony kapitał zakładowy - wtedy może informować o np 100 000 000zł kapitału zakładowego z czego wpłacony jest tylko 1 000 000zł a reszta musi być dopłacona do 2020 roku. Na przykład.

Słaby artykuł, nic nie wnoszący do sprawy a jedynie mieszający prostym ludziom w głowach. Szkoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz